piątek, 2 września 2016

IŚĆ, CIĄGLE IŚĆ W STRONĘ SŁOŃCA...

Owszem, chciałoby się iść. Ale ponieważ z tą czynnością mam spore trudności, lubię patrzeć, jak robią to inni. Lubię oglądać tzw "filmy drogi", z bohaterami wędrującymi przez świat w różnych celach, lubię oglądać dokumenty o wyprawach w różne miejsca. Z niskim uczuciem zazdrości, niestety też.  Ale przede wszystkim z podziwem dla bohaterów, z zachwytem nad pięknymi miejscami na świecie, których nigdy nie miałabym szansy zobaczyć.

Chciałabym napisać dzisiaj o dwóch filmach, których bohaterowie wędrują przez USA, ale z bardzo różnych powodów. W  obydwu filmach głównym bohaterem, oprócz ludzi, jest przyroda, czasem będąca przyjacielem, czasem wrogiem. Obydwa oparte są na prawdziwych historiach, co czyni je bardzo poruszającymi.



Pierwszy z filmów to "Wszystko za życie" Seana Penna w/g książki Jona Krakauera. To opowieść o młodym człowieku, Chrisie Mc Candless,  który właśnie ukończył studia i zamiast zająć się robieniem kariery i "normalnym życiem" porzuca wszystko, rodzinę, dom, wszystkie dobra doczesne, samochód, pieniądze (pozostawia sobie tylko niewielką kwotę na początek podróży) i wyrusza w drogę na Alaskę. Alaska jest jego Utopią, rajem, w którym chce żyć w zgodzie z naturą, radzić sobie samemu, zdobywać jedzenie jak dawni traperzy. Idea piękna, ale nasz bohater jest idealistą, nie praktykiem. Wielu podstawowych rzeczy o życiu w dziczy nie wie, nie jest do tego praktycznie przygotowany. Podczas drogi na Alaskę poznaje wiele życzliwych osób, niektórych bardziej dziwnych, niektórych mniej, którzy usiłują mu pomóc, a , niektórzy odwodzą go od jego pomysłu na życie. Jednak pomimo rozlicznych trudności o rezygnacji nie ma mowy, życie na Alasce to idee fix bohatera. Wzoruje się on na Thoreau i jego idei życia dalekiego od cywilizacji.  Film drogi zmienia się w epicką tragedię, gdy Chris dotrze już do swojego raju. Nieprzygotowany, bez zapasów jedzenia, przez trzy miesiące walczy o życie. Znajduje porzucony autobus, będący schronieniem dla myśliwych, który okazuje się końcową stacją jego życia. Umiera w nim z wygłodzenia, ważąc zaledwie 30 kg... Wśród jego rzeczy znaleziono  deklarację jego idei:
 Dwa lata wędruję po świecie. Żadnego telefonu, żadnego basenu, żadnych domowych zwierzaków, żadnych papierosów. Totalna wolność. Esteta, podróżnik którego domem jest droga. Uciekł z Atlanty. Nie będziesz powracał, pamiętaj sobie, najlepiej jest na zachodzie. Teraz, po dwóch latach wędrówki, nadchodzi najważniejsza i największa przygoda. Ostateczny bój, aby zabić fałszywe istnienie wewnętrzne i zwycięsko zakończyć rewolucję duchową. Dziesięć dni i nocy w pociągach towarowych i autostopem przywiodło go na wielką, białą północ. Nie będzie już zatruwany przez cywilizację, od której ucieka; wchodzi samotnie w krainę, by zagubić się w dziczy. Alexander Supertramp, maj 1992”
Aleksander Supertramp to imię, które przybrał, porzucając cywilizację.

Ten film zrobił na mnie ogromne wrażenie. Bardziej może jako historia czyjegoś życia niż jak po prostu film. Nie mogłam oderwać się od ekranu, wędrowałam razem z Chrisem przez Stany i Alaskę. Złościła mnie jego naiwność i brak oceny własnych możliwości, a jednocześnie byłam pełna podziwu i szacunku dla jego konsekwencji i wierności ideałom. I płakałam jak bóbr podczas ostatnich dni życia Chrisa. Najbardziej wstrząsnęło mną pokazane na samym końcu zdjęcie prawdziwego Chrisa., dające świadomość, jak szybko jego życie się skończyło...


Drugi z filmów to "Dzika droga" ze znakomitą rolą Reese Witherspoon, nominowaną do Oskara. To też prawdziwa historia, ekranizacja autobiograficznej książki Cheryl Strayed. Już nie tak charyzmatyczny jak poprzedni, ale znakomity i mądry. To film o sile słabej kobiety, o możliwości pokonania własnych lęków i uzależnień przez gigantyczny wysiłek fizyczny. Cheryl jest młodą kobietą z bardzo nieuporządkowanym życiem, jej małżeństwo się rozpadło, a ona sama jest uzależniona od heroiny. Przełomem staje się śmierć jej ukochanej matki, która zawsze w nią wierzyła i wspierała. Cheryl bardzo przeżyła jej śmierć i postanowiła zmienić swoje życie i stać się taką, jaką widziała ją matka. Żeby tego dokonać  przeszła sama cały, 1500-kilometrowy szlak Pacific Crest Trail, niosąc 30 kilogramowy plecak.  Dla dość słabej fizycznie dziewczyny to było prawdziwe wyzwanie. I tu są spotkania z ludźmi, raz miłe, raz niebezpieczne, są dzikie zwierzęta, są buty pełne krwi. Jednak cywilizacja nie jest daleko, można zejść ze szlaku w razie konieczności, poprosić o pomoc. Tu nie tyle jednak chodzi o zmaganie z naturą, ile o zmaganie z samym sobą, o przemyślenie swojego życia, o umiejętność znalezienia tego co ważne. Bohaterce się to udaje, zyskuje spokój wewnętrzny i pogodzenie z nieuchronnością śmierci. Bo warto iść...

66 komentarzy:

  1. Miko, nie umiem zamknąć w komentarzu tego, o czym dzięki Tobie teraz rozmyślam.... Nie wiem nawet, czy będę chciała obejrzeć ten pierwszy film ....może jak przemyślę....zbiorę siły..
    Dziękuję, dobrze, że piszesz ♥
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję, że jesteś:)) Spróbuj kiedyś zobaczyć, bardzo warto.

      Usuń
  2. Jak zwykle piękny tekst.
    Żadnego z filmów nie widziałam, o drugim czytałam bardzo pochlebne recenzje. Lubię "filmy drogi", chociaż sama dobrze wiem, że nie potrafiłabym rzucić wszystkiego dla idei.
    Mnie podobał się film, nie pamiętam tytułu, o ojcu, który wyrusza szlakiem Santiago de Compostela w poszukiwaniu sladów syna, który tam zginął.
    Wydaje mi się, że tkwi w nas coś, co kierowało dawniej ludzi do poszukiwania nowych miejsc do zycia. Nieliczni próbują się tak realizować, większość zamienia to w pogoń za uciechami i dobrobytem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lub, Ewo, jak ten młody człowiek, w ucieczkę od tego wszystkiego. Od tego co, w różnym stopniu ale nas zniewala. W poszukiwaniu wolności i - jak powiedział - prawdy, pojmowanych skrajnie.

      Usuń
    2. Próbuję sobie wyobrazić jaką wrażliwość, jaką odwagę, jaką siłę i może ból, trzeba w sobie mieć, żeby tak do tej wolności i prawdy dążyć.

      Usuń
    3. Wrażliwość ogromną a i ból też, on bardzo przeżywał konflikty w rodzinie , kłamstwa rodziców, osamotnienie. Może gdyby miał normalne, ciepłe , szczęśliwe dzieciństwo, nie miałby potrzeby aż takiego odizolowania się od świata, kto wie...

      Usuń
    4. Oj, dopiero za "trzecim podejściem" ;) zauważyłam, że się nie podpisałam pod odpowiedziami do Ewy .... ale to z nadmiaru rozmyślań :)
      Barbara

      Usuń
    5. Domyśliłam się:)))

      Usuń
  3. Znam oba filmy, pierwszy wzruszył mnie bardziej niż drugi i też dorzuciłabym ten o którym pisze Ewa,bardzo mi się podobał.
    Moja chrześnica przeżywa własnie wakacje życia,tzn,z grupką znajomych co prawda,ale podróżuje, po róznych krajach,byla Ukraina,Austria-Alpy,Rumunia, a póxniej chce na 3 miesiace do Tajlandji. Tez jej sie marzył ten szlak do Santiago de Compostella,ale nie wiem czy i kiedy sie wybierze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dora, a nie pamiętasz tytułu tego filmu o Santiago di Compostella? Chciałabym zobaczyć.
      Wspaniałe takie wakacje życia! Jakie to szczęście, że młodzi mogą teraz tak swobodnie podróżować... Dla nas wyprawą był wyjazd do NRD...

      Usuń
    2. Film opowiada historię pewnego lekarza (gra go znakomity aktor amerykański Martin Sheen), którego syn zginął w Pirenejach w czasie pielgrzymki do grobu św. Jakuba. Ojciec przyjeżdżając po ciało zmarłego syna do Saint-Jean-Pied-de-Port podejmuje niespodziewaną decyzję wyruszenia na szlak, aby niejako za syna dokończyć pielgrzymki. Przed nim 800 km wędrówki – wyzwanie, z którym musi się zmierzyć. Dalej w filmie są ukazane losy tej wędrówki, ludzie, których bohater filmu spotyka na drodze, ich sytuacje życiowe i motywy z jakimi wyruszyli na Camino - tytuł filmu "DROGA ŻYCIA" (elaja)

      Usuń
    3. nie miałam czasu się logować bo po Zuźkę leciałam, do kina mnie zaprosiła ;)

      Usuń
    4. Elajka, dziękuję ci bardzo, bardzo, na pewno poszukam filmu.
      A na czym w kinie byłaś?

      Usuń
    5. w czwartek na Boskiej Florence z boską Meryl :) a w piątek Zuzia zabrała mnie na Barbie, gwiezdna przygoda ;) normę za pół roku w dwa dni wykonałam ;))

      Usuń
    6. Boska Florence była boska???
      A Barbie wytrzymałaś?:))

      Usuń
    7. ja też byłam ciągnięta na Barbie, ale nie ugięłam się;) Podwiozłam ich do kina i pojechałam sobie w siną dal;) To była dobra decyzja;))

      Usuń
    8. Powiedziałabym, że nawet bardzo dobra:)))

      Usuń
    9. Elaja! a gdzie ten film dorwac? ja zrobilam 300km drogi do Santiago, wyszlam z Saint Jean Pied de Port. Wielka przygoda! Zrobilam 200km poczatkowych i 100km koncowych.

      Usuń
    10. Grażynka! Nie mogłabyś napisać o tej przygodzie? Zrobiłybyśmy osobny wpis, jestem niesamowicie ciekawa twoich wrażeń i myślę, że nie ja jedna. Napisz, co?

      Usuń
    11. To bylo w 2010 roku, od dawna sobie obecuje,ze cos napisze, musze odszukac zdjecia...jak na razie film obejrzalam, tzn. jego polowe, bo w nocy przysnelam a teraz sprobuje dalej ogladac...wiele miejsc poznaje, wspomniania wracaja, dla mnie to byla przygoda turystyczno- kulturalna, swietny sposob na poznanie ludzi wszalakich narodowowsci, i to jakich ludzi, bo w droge wybieraja sie niezwykle indywidualnosci...Eh! Mika, bylo pieknie! a zmeczenie po kazdym dniu cudowne, pozwalajace na spoczynek miedzy setkami osob czasem.Nie zapomne kobiety okolo 60-tki taszczacej ze soba harfe i grajacej wieczorami w schroniskach...ani koncertu w schronisku Roncesvalles , gdzie skrzypce pieknie zawodzily wsrod starych kamiennych scian...za duzo tych wspomnien, wszystkie zdarzenia mialam zapisane w zeszyciku, ktory zgubilam pod koniec wedrowki! szkoda. Zdjec mam cala mase...moze sie do tego zabiore!

      Usuń
    12. Grażynka, zabrać się musisz koniecznie!!! Będę nad tobą wisieć:)) Powędrowałabym sobie z tobą po El Camino... Już widzę te sceny z harfą...
      Czy możesz mi dać linka do filmu?

      Usuń
    13. Link
      http://www.cda.pl/video/11963229

      wlasnie skonczylam ogladanie...wiele scen przypomnialo mi atmosfere tamtych dni, mijanie sie i na nowo spotykanie tych samych ludzi w roznych miejscach drogi, jakas dziwna wiez rodzaca sie miedzy idacymi, mysmy spotkali nawet milionera wenezuelskiego, ktorego w Wenexueli na pewno bym nie poznala, spotykalismy go kilkakrotnie po drodze by w koncu znowu sie odnalezc w Santiago i zjesc razem obiad...ale to tylko bardzo malo ,zeby opisac te droge! Chcialam koniecznie pojsc jeszcze z Santiago na sam brzeg oceanu, jakies 80 km dalej, ciagle jeszcze mam taki zamiar. Paszport pielgrzyna mam jako pamiatke...Bede musiala sie do tych wspomnien zabarc, bo wiele juz ucieka z pamieci, pozostaje tylko jakis smak, atmosfera tamtych dni...

      Usuń
    14. napisz czy udalo ci sie zobaczyc ten film, mysle ,ze nie jest to jakies dzielo sztuki filmowej ale warto zobaczyc.

      Usuń
    15. Dziękuję bardzo za linka. Do wspomnień zabierz się koniecznie, pamięć jest zawodna... A najpiękniejsza jest właśnie atmosfera, to wszystko co trudno uchwytne...

      Usuń
    16. Wybieramy sie od dawna na ten szlak. Moze uda sie nam wkoncu, chcialabym zabrac z nami mego samotnego kuzyna.

      Usuń
    17. Mika! zmobilizowalas mnie izaczelam szukac zdjec z drogi do Santiago, okazuje sie,ze myslalam, ze mam je w archiwum zewnetrznym a tu klops..nie bylo ich tam, musialam wrocic do starego lapka i cale szczescie,ze zafunkcjonowal i juz je przenioslam do nowego i do pamieci zewnetrznej..sa! i to dzieki Tobie!!!!

      Usuń
    18. Kasia, bardzo życzę, żeby wam się udało!

      Grażynka, tak się cieszę, że znalazłaś te zdjęcia!!! I może trochę wspomnień też się odnalazło:) No i cieszę się, że mam w tym swój mały udział. To teraz czekam na wpis:)))

      Usuń
  4. A, i jeszcze przypomniał mi się film o tej dziwczynie z wielbładami.Też ciekawy i o podrózowaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ścieżki" , jest jutro na Ale kino

      Usuń
    2. Mika, wlasnie go sobie przezywam. Piekny film. Bardzo lubie Mie Wasikowska.
      Dzielna dziewczyna, madra, poszukaujaca. Na pewno dotarla do czegos w glebi siebie.

      Usuń
    3. Mia Wasikowska to też jedna z moich ulubionych aktorek, ma niesamowitą wrażliwość.
      I te australijskie krajobrazy... Australia zawsze mnie fascynowała, ta niezwykła przyroda,tajemnicza kultura Aborygenów. Zresztą od australijskiego filmu Petera Weira "Piknik pod Wiszącą Skałą" zaczęła się moja miłość do kina.

      Usuń
    4. Pamietam:) Piknik-gleboko mi zapadl w pamiec.

      Usuń
  5. Często w takich razach myślę o tym, na ile dałabym radę w skrajnych okolicznościach. Walczyłabym? Poddałabym się? Zjadłabym np. padlinę gnana instynktem samozachowawczym, w obliczu śmierci głodowej? Nie wiem i nie chcę tego sprawdzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego chyba nie da się przewidzieć, dopiero w konkretnej sytuacji można wiedzieć na co nas stać. "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono"...

      Usuń
    2. Nie, nie chcę wcale tego sprawdzać. Nie mam parcia na takie sprawdzanie siebie, absolutnie.

      Usuń
  6. o ile rozumiem wyruszenie w drogę po uprzednim kompleksowym przygotowaniu o tyle nie rozumiem i nie akceptuję ucieczki na żywioł, choćby to była pogoń za ideałami! pierwszego filmu z pewnością nigdy nie obejrzę, bo wśród wielu emocji przy jego odbiorze dominowałaby u mnie złość, a nie lubię się w kinie wściekać! stanowczo wolę filmy przyrodnicze, gdzie w zgodzie z naturą mogę podziwiać jej piękno :) a z fabularnych preferuję filmy obyczajowe, gdzie "nic się nie dzieje" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, nie o to chodzi, żeby fundować sobie odczucia, których się nie lubi. Obyczajowe też lubię, ale nie w nadmiarze. No i wszelakie seriale BBC bardzo lubię.

      Usuń
  7. Od jakiegoś czasu unikam dodatkowych wzruszeń. Może kiedyś trafię na te filmy w całości, bo fragmenty gdzieś mi się o oczy obiły.
    Seana Penn pozytywnie mnie zaskakuje, pierwszy raz zobaczyłam go w roli męża Madonny, nie była to dla mnie najlepsza rekomendacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Seanowi Penn bardzo dobrze zrobiło rozstanie z Madonną. Był świetny jako działacz homoseksualny w filmie :Obywatel Milk". chyba też go reżyserował, chociaż nie jestem pewna.

      Usuń
  8. Moja bratanica jakiś czas temu zorganizowała sobie podróż życia. Zaczęła od Nowej Zelandii, przez Indonezyjskie wulkany do Nepalu. Wyruszyła SAMA i podróżowała 10 miesięcy. W Nepalu dołączyła do przyjaciół i razem wędrowali po Himalajach.
    Jeśli miałabyś ochotę poczytać o tej jej podróży to wrzucam link do jej bloga https://260doors.wordpress.com/
    Ona sama mówi o sobie że zaraziła się podróżowaniem i w dalszym ciągu gna ją po świecie, tylko że teraz są to tylko takie mini podróżki w porównaniu z tą życiową :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniała podróż!!! Dzięki za linka, zajrzę z pewnością. Nowa Zelandia to takie miejsce, które zawsze mi się marzyło. Gratuluję bratanicy odwagi i zdecydowania!

      Usuń
  9. Jeżu, Marija, nie byłoby mnie stać na taki wyczyn. Chyba. Może, gdybym miała ze 20 lat mniej?

    OdpowiedzUsuń
  10. Dopiero dzisiaj zajrzałam do Twojego zakątka, Miko :) Fajny jest :)
    Filmów nie oglądałam, jedynie "Drogę życia". I jeszcze się mi jeden przypomniał - o gościu, którzy w podróz ruszył ciągniczkiem ogrodowym.
    A Twój post, Miko, przypomniał mi opowieść Chłopa mego. Jego dwóch kolegów postanowiło wyruszyć, w Bieszczady bodajże i tam żywić się tylko tym, co złapią, dostaną, znajdą, śpiąc w szałasach ...ot, taka młodzieńcza naiwność :))
    Na szczęście, przed ruszeniem w zasadniczą podróż, postanowili zrobić próbę niedaleko od nas - nad Jeziorem Powidzkim. Dotarli tam uzbrojeni w finki, pobyli kilka godzin - nawet tam nie przenocowali, wrócili, przyszli do Chłopa mego do domu i mu lodówkę opędzlowali z jedzenia :))
    W Bieszczady już nie pojechali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście, że wykonali tą próbę, bo mogliby z tych Bieszczadów nie wrócić... Choć to góry na mniejszą skalę niż te na Alasce:)
      Ten film z kosiarką ogrodową to Lyncha "Prosta historia", bardzo mi się podobał. Fajny kanon filmów drogi nam się zrobił, może jeszcze ktoś coś dorzuci?
      Lidia, miło mi, że jesteś, zapraszam, zaglądaj:))

      Usuń
    2. O tym jest "Biały Kruk" Stasiuka;)
      A mój ojciec kiedyś spotkał 4 chłopaków, tuz po maturze, jechali starym fiatem 125 w Bieszczady - żeby tam "uciec od cywilizacji"... Niestety, raju tam nie znaleźli, dzikie zwierzęta ryły ich namioty co dzień, w nocy zas przyszli "miejscowi" i zapowiedzieli kulturalnie, że mają stamtąd wypierdalać. Taki i zrobili. Jechali do domu, do Szczecina, ale dojechali tylko do nas - skończyła im się kasa na benzynę, auto wymagało naprawy, byli głodni i wystraszeni. Tata ich przekonał, żeby zadzwonili po kogoś - wstyd im było, ale zrobili tak w końcu. U nas dostali jeść i pić, jakieś ubrania, bo wszystko już potracili w tej "podróży". Przyjechał po nich ojciec jednego z nich, nawet nie miał siły się wściekać, tak się cieszył, że się wreszcie znaleźli;) W rozliczeniu za pomoc zostawili mojemu ojcu narzędzia ogrodnicze (dwa szpadle i kilof), posprzątali i wykosili nam działkę, umyli Tacie auto;) Fajne chłopaki. Odrobili lekcję z "podróży życia" gruntownie. O takich podróżach nikt nie wie, bo nikt się nimi nie chwali, a ilu jest takich "nieudanych" z różnych względów wypraw - śmiem twierdzić, że bardzo wiele...

      Usuń
    3. Też mi się wydaje, że może być ich wiele, ludzie teraz często przeceniają swoje możliwości ("co, ja w szpilkach na Giewont nie wejdę?!") i sądzą, że wszystko potrafią, a życie to weryfikuje. Taka lekcja pokory doskonale robi, zwłaszcza w młodości. Fajna historia:)
      Cieszę się, że zajrzałaś:)))

      Usuń
  11. Hana też by mnie nie było na to stać, szczególnie 20 lat temu. To teraz mam więcej cech które były by pomocne w takiej podróży, tylko, że teraz mam coraz więcej zdrowotnych upierdliwości, które muszę codziennie pokonywać i przez to jakiekolwiek moje podróże są coraz trudniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że tak głupio palnę, każdy ma swój Everest... Dla niektórych to może być wejście po schodach, albo przejście kilku kroków na kulach... Co nie zmienia faktu, że pokonanie tych trudności daje ogromną satysfakcję. Marija, zdrowia życzę i żeby jeszcze podróże małe i duże ci się udawały!

      Usuń
    2. Mika wcale nie głupio ja też uważam, że każdy ma swój Everest i nieustannie choć mozolnie wchodzę na to swoje 3 piętro i nierównym krokiem, potykając się na wystającym bruku idę przed siebie, bo mnie gna...
      Dziękuję bardzo za życzenia i...
      ...Jeszcze w zielone gramy,
      choć życie nam doskwiera
      Gramy w nim swoje role naturszczycy bez suflera
      W najróżniejszych sztukach gramy, lecz w tej, co się skończy źle
      Jeszcze nie, długo nie!

      I niech nam Mikuś zdobywanie naszych Everestów przynosi jak najwięcej radości :)

      Usuń
  12. Podróż życia jeszcze przede mną:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech Ci przyniesie wiele radości, pięknych wrażeń i satysfakcji :)

      Usuń
    2. Też tak myślę Arte, a czy bardziej na lądzie czy na morzu?

      Usuń
    3. Mario, dziękuję serdecznie za życzenia:)
      Miko, postaram się pogodzić oba środowiska - po połowie:)

      Usuń
  13. "Wszystko za życie" zapada w pamięć. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o jego bohaterze i znalazłam miedzy innymi informację o tym, że był chory na schizofrenię. To by tłumaczyło brak planowania i bardzo impulsywne, często chaotyczne decyzje. Ale jednocześnie myślę o pięknym motto- dedykacji do książki Antoniego Kępińskiego "Schizofrenia" : "Tym, którzy więcej czują i inaczej rozumieją i dlatego bardziej cierpią". (Maja)




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i tak było, niektóre decyzje były naprawdę bez sensu. Piękne motto, dzięki.

      Usuń
  14. Warto isc - pokonywac krete sciezki, skrzyzowania i proste. To wszystko uczy nas siebie...
    Jestesmy uczniami podazajacymi w strone slonca :)
    Sciskam Cie Miko Kochana :***



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nigdy nie wiadomo co czeka za zakrętem...
      Ściskam mocno, Orszulko

      Usuń
  15. A mnie takie wyczyny wkurzają. Nie rozumiem tego, jak mając jedno, jedyne życie można tak ryzykować. Nie rozumiem himalaistów, czy innych ekstremalnych sportowców. I wcale ich nie podziwiam. Nie oceniam ich, ale i nie rozumiem zupełnie. Wydaje mi się, że są to jakieś deficyty osobowościowe. Filmów tych nie widziałam, i chyba nie chciałabym oglądać. Natomiast podróżowanie, łażenie, zwiedzanie i podziwianie świata, od zawsze, oczywiście że tak, ale na miarę możliwości :) Szczególnie teraz, kiedy latka nie te :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa, a ja alpinistow, himalaistow- rozumiem.
      Gdybym miala lepsze zdrowie, poszlabym w ich slady. Zdobywanie gory, to jest troche tak, jak pokonywanie codziennych trudnosci, tylko, ze sie przed tym ucieka, wysoko. Niby trudniej, a moze latwiej jednak?

      Usuń
    2. Ja tak jak Kasia, himalaistów podziwiam. Czy rozumiem, nie wiem. Nie wiem, czy oni sami potrafią jakoś zracjonalizować swój stosunek do gór, powiedzieć, dlaczego to robią. Ale rozumiem ten imperatyw, który ich tam pcha. Może te góry bliżej nieba i dalej od przyziemnego świata? Wychowana w górach chyba patrzę na to inaczej.
      Ewa, myślę, że "Ścieżki" australijskie jednak by ci się podobały i :Dzika droga" też.

      Usuń
  16. Mika dla Ciebie.
    Jednym tchem przeczytalam.
    http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,20637553,jerzy-kukuczka-na-dole-byl-panem-z-brzuszkiem-w-gorze-balerina.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki bardzo, widziałam, tylko nie zdążyłam przeczytać . Zaraz pędzę.

      Usuń
  17. Mikuś, jak pięknie napisałaś o tych filmach! Kiedyś lubiłam filmy drogi, tych jednak nie oglądałam, ale widze, że warto.
    W podróż życia na razie się nie wybieram, odkładam to na taką wczesną starość:))) Teraz nie mam czasu i możliwości. Może to niewłaściwe podejście.
    Ściskam mocno:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nareszcie, już miałam pisać i cię ochrzaniać, że nie zaglądasz:)))
      Warto obejrzeć, zapewniam.
      Może jednak nie odkładaj za długo, nie wiadomo co może potem przeszkodzić...
      Uściski:))

      Usuń
    2. Zaglądam, ale resztką sił:)
      No wiem, że lepiej nie odkładać, ale wiesz, jak jest...

      Usuń