czwartek, 22 grudnia 2016

CZAS BOSKI, CZAS BAJKOWY...

"Czy to bajka, czy nie bajka, mówcie sobie co tam chcecie, a ja przecież wam powiadam, wielkie cuda są na świecie..."  Cudów owych doświadczam na każdym kroku i w każdej minucie. Dzięki , jak wierzę, Opatrzności, dzięki rodzinie, dzięki ogromnej rzeszy dobrych ludzi, znanych mi i nie znanych. Tak wyszło, że z czasu ciężkiego, trudnego, łzawego i bezsilnego wydobywam się na powierzchnię niesiona falą ciepła, dobra, opiekuńczości i troski... Z czegoś naprawdę złego zrobiło się coś bardzo dobrego. I to ten cud właśnie:))) I jeśli trzeba było trochę pocierpieć, by dowiedzieć się, jak wielu osobom jestem bliska i jak dobrze mi życzą, to się zgadzam... Ale powtarzać nie chcę:)))

Pierwszy raz w życiu byłam zadowolona, że jestem w szpitalu, naprawdę było to jedyne rozwiązanie w mojej sytuacji. Moja kochana pani doktor robiła wszystko, żeby jakoś postawić mnie na nogi i zapewnić komfort powracania do stanu użyteczności publicznej. Zapewniła mi miejsce w 3-osobowym , wygodnym pokoju, gdzie mogłam spokojnie funkcjonować bez nerwów i stresów, wspólnie z panem ordynatorem debatowali, jak najefektywniej a bezpiecznie mi pomóc. Zawsze uśmiechnięta, zadowolona, otwarta na rozmowy i pytania, choć zagoniona i zapracowana bardzo, nigdy nie wychodziła z oddziału przed 16.00, a często i po 17. Naprawdę czułam się pod osłoną opiekuńczych skrzydeł, za co bardzo jestem wdzięczna. Panie pielęgniarki też ciepłe i serdeczne, kompetentne i pomocne, a większość z szerokim uśmiechem na twarzy. Kochane panie salowe, pomagające w myciu i przebieraniu, bez cienia zniecierpliwienia. Aniołki pomocnicze, czyli praktykanci ze szkoły pielęgniarskiej (jeden chłopak też!), zbierający człowieka z łóżka i pomagający w toalecie porannej. Promienna pani dietetyczka, wnosząca uśmiech i radość nawet w najbardziej ponury dzień i już bez pytania robiąca mi kawę na drugie śniadanko:)) Tak to ja mogę chorować...

Towarzystwo w pokoju też trafione w dychę, dwie dziewczyny co prawda młodsze ode mnie, ale ze znalezieniem wspólnego języka nie było żadnego problemu i gadało się świetnie na najróżniejsze tematy. Chciałyśmy zrobić napis na drzwiach "Pokój Nauczycielski", albowiem profesja wspólna, choć przedmioty bardzo różne:)) I choć znajomość to wymuszona przez sytuację i krótka, to też usłyszałam od nich mnóstwo ciepłych słów i doznałam wiele serdeczności. Dla pełnego obrazu dodam, że jedna ma sunię znalezioną w zimie na ulicy a druga piesa ze schroniska, wyrzuconego z samochodu... No więc wszystko wiadomo. Dziewczyny kochane, macham do was i zdrowia nieprzebranego życzę!!! To był piękny czas.

A tymczasem w domu... Tropik rozbisurmaniony i rozleniwiony, dziadziuś po prostu. Dyżury do karmienia i spacerków były rozpisane, wszyscy wywiązywali się bardzo sumiennie. Kolega jednak poczuł chyba, że mu wszystko wolno i w ostatnią noc przed moim powrotem dokonał czynów niszczycielskich na łóżeczku swoim i moim. Prześcieradła i ręczniczki zostały poszarpane i podarte, a nawet materac nadszarpnięty pazurami... Trzeba gada do pionu ustawić.

Czuję się naprawdę mocniej i lepiej i powoli zaczynam wracać do normalniejszego funkcjonowania, choć do ideału jeszcze daleko... Ale każdy dzień niesie drobne osiągnięcia, które mnie wydają się krokami milowymi... Chociażby ten post, jeszcze 2 dni temu nie dałabym rady go napisać, a tu proszę:))) Pomoc jest jednak niezbędna i dzięki wam możliwa bezstresowo. Rano jest pani , która mnie przywraca do funkcjonowania, a o północy przybywa "pan na noc":))) Opatrzność mi go zesłała najwyraźniej, albowiem jest ratownikiem medycznym i posiada własną karetkę, którą podróżowałam wte i wewte.  No i nie przeszkadza mu pora...

Po powrocie zastałam góóóóórę poczty!!!!!!!!!! Nigdy w życiu nie dostałam tylu życzeń, ciepłych słów, serdeczności i upominków!!! Bardzo, bardzo WSZYSTKIM WAM dziękuję, to dalsza część tej fali, o której na początku było... Wczoraj pół dnia otwierałam pocztę:)))) Cudne kartki, pełne życzliwości, stajenki, Mikołaje, bombki, choinki... Bransoletka od Ksan, mydełka własnej roboty od Riannon, dziś jeszcze nie wiem co, bo nie zdążyłam z odpakowywaniem:))) Pan listonosz coraz bardziej zdumiony musi do drzwi, bo skrzyneczka od Hani z Zielnika za mała, kolega równie zdumiony "A co ty tak dostajesz i dostajesz???" A bo takie cudne koleżanki mam i już. Wybaczcie proszę, że nie wymienię wszystkich, cały post składałby się tylko z waszych imion... Ale jak ja sobie zrobię wystawkę na półkach z tych kartek, pomiędzy rysunkami Hany, amorkami od Riannon, ceramiką Opakowanej, wenezuelskim kogucikiem Grażyny, świecą Arte, ptaszkiem Mariji, kurą Rogatej, wycinankami Kalipso, to wszyscy padną z wrażenia!!!!!!!!!!!! Kocham Was, moją Rodzinę i przyjaciół z realu , świat jest, kurna piękny!!!!!!!!

P.S. Wybaczcie brak zdjęć, już nie dam rady, może uzupełnię potem:)))