piątek, 9 grudnia 2016

SMUTKI I RADOŚCI

Ech, co tu gadać, łatwo nie jest... A nawet jest to jeden z najtrudniejszych okresów dla mnie. Nigdy się nie spodziewałam, że będę tak bardzo zależna od innych, że najprostsze czynności będą przedsięwzięciem i że wielu z nich nie będę mogła wykonać... Niezależność to dla mnie podstawa życia, jej brak doskwiera i boli. Bardzo wierzę, że jeszcze będzie lepiej, że jeszcze wrócę do stanu samodzielnego korzystania z łazienki czy położenia się do łóżka... Pani doktor w Krakowie powiedziała , że muszą mnie postawić na nogi i mam głęboką nadzieję, że tak będzie.




Ale nie po to piszę, żeby narzekać i jęczeć. Piszę, bo nie spodziewałam się również, że w całej tej sytuacji będę miała tak ogromne wsparcie i pomoc z waszej strony! Efekty aukcji zorganizowanej przez Hanę przeszły najśmielsze oczekiwania, a wasze ciepłe, serdeczne słowa przywracają wiarę w człowieka i dobro. Nie mam słów, żeby Wam wszystkim podziękować za tyle serca. Część z was mnie zna, ale dla wielu jestem przecież kompletnie obcą osobą, kimś anonimowym. A nie wahałyście się ani chwili, żeby mi pomóc. Jesteście naprawdę wspaniałymi ludźmi i jestem dumna, że mam takie koleżanki i znajome. Moja wdzięczność wielka jak ocean i oczy się pocą... Kochane jesteście i już.



Jak już wiecie, jadę w poniedziałek do Krakowa do szpitala, nie wiem na jak długo, oby nie więcej niż tydzień. Ale to będzie zależało od tego, jak się będę zbierała. Laptopa nie biorę, będę kontaktować się z Haną telefonicznie.  Bardzo proszę, trzymajcie kciuki, żeby pomogło i żebym jakoś sobie w tym szpitalu poradziła. Zarówno sama jazda jak i pobyt w szpitalu to stres dla mnie potworny i w histerię wpadam łatwo. Na dodatek oczywiście jak ja mam jechać to pies utyka na łapę :((((
Tak więc na razie ściskam Was mocno i kłaniam się w pas, do napisania po powrocie.
Buziaki
M.