niedziela, 21 sierpnia 2016

SŁOWO WSTĘPNE I OLIMPIADA

Witam wszystkich serdecznie na moim podblogu... Niespodzianka to może drobna, ale postanowiłam wycofać się na chwilę do mojego zakątka. Nie nadążam czasem za Kurnikiem i komentarzami, a coraz bardziej rosła we mnie potrzeba zwolnienia tempa i stworzenia sobie bardziej kameralnego miejsca. Moje zdrowie i sposób życia wymuszają na mnie "slow life" i chciałabym się temu poddać. Pisać, gdy mam potrzebę i gdy mam coś do powiedzenia innym i sobie samej. Opowiadać o tym co lubię, co mnie porusza i jest mi bliskie. Jeśli ktoś będzie chciał mi  towarzyszyć i rozmawiać o tym, będzie mi bardzo miło. Lojalnie uprzedzam, że będzie to blog bardziej oparty na słowie niż na obrazie... Zapraszam więc.

Kończą się Igrzyska Olimpijskie w Rio. Śledziłam je bardzo wytrwale , zarywając noce i kładąc się spać około wpół do czwartej, klnąc na beznadziejny przekaz i złą organizację transmisji i emocjonując się występami naszych i nie naszych. Lubię sport, choć nie mogę go teraz uprawiać, ale kibicem jestem zagorzałym. Szczególnie tenisa, siatkówki i lekkoatletyki. W siatkówkę grałam za młodych lat, byłam nawet w reprezentacji mojej uczelni, potem grałam rekreacyjnie. Niestety ta dyscyplina miała niezbyt dobry wpływ na stan moich kolan... Ale ad rem.
 Olimpiada jest wielkim świętem sportu, chociaż niestety jak cały sport, skażona jest dopingiem. Ja jednak lubię po prostu patrzeć, bez wnikania pod podszewkę. Raz na cztery lata mogę oglądać dyscypliny nigdy albo bardzo rzadko pokazywane w telewizji, zawodników z egzotycznych krajów, startujących dla samych idei barona de Coubertin. Uwielbiam defiladę na rozpoczęcie igrzysk, oglądanie strojów, małe kraiki, prezentujące z dumą swoje flagi i stroje narodowe. Przepięknie się prezentowały dziewczyny z Wysp Cooka w wieńcach z egzotycznych kwiatów i rafiowych spódniczkach oraz kolorowe szaty reprezentantów  państw afrykańskich.

Największe emocje towarzyszyły mi tym razem nie przy występach naszych reprezentantów, ale przy turnieju tenisowym i występach Argentyńczyka Juana Martina del Potro, zwanego przeze mnie zdrobniale Piotrusiem:)) Jestem jego wielką fanką i wielbię go od lat. A ZA CO UWIELBIAM J.M. DEL POTRO? Za całokształt. Za urok osobisty, ciepło i serdeczność, które z niego emanują, za waleczność i nieustępliwość, za ambicję , serce do walki i grę fair. Za piękne niebieskie oczy:) Za to, że po ciężkiej kontuzji nadgarstka , operacjach i 2 latach przerwy w grze potrafił powrócić w wielkim stylu, zdobywając srebrny medal olimpijski. Po drodze do finału pokonał Novaka Djokovica , nr 1 w rankingu (serbski gladiator schodził z kortu płacząc rzewnymi łzami, co nie zdarza mu się często)  i Nadala, nr 3 . Z Murrayem, numerem 2 przegrał w finale po morderczym 4-godzinnym meczu, dosłownie słaniając się na nogach. I widać było, że "wielkolud z Tandil", jak go nazywają (prawie 2m wzrostu) jest tym srebrem rozczarowany, że chce złota. Bardzo mu życzę tego na następnej olimpiadzie. Ech Piotrusiu, żebym to ja młodsza była...

Tu dekoracja:


A tu gorzkie łzy Djokovicia...

Chciałabym jeszcze dodać moje refleksje o występach naszych sportowców. Streszczą się w jednym wykrzykniku: GÓRĄ KOBIETY!!!!  Na 11 zdobytych medali aż 9 zdobyły panie, tylko 2 panowie... Obydwa złote też zdobyły kobiety, wioślarki i Anita Włodarczyk w rzucie młotem. Tym bardziej godne podziwu, że panie zdobywały medale w dyscyplinach trudnych, ciężkich, wymagających ogromnego samozaparcia, wysiłku i treningu, w zapasach, wioślarstwie, kolarstwie górskim, pięcioboju nowoczesnym. Urocza dziewczyna Oktawia Nowacka, która zdobyła brąz w pięcioboju,  miała zerwane ścięgno w stopie i do marca chodziła o kulach, trening biegowy wznowiła w maju! Żebyście widziały jej szeroki uśmiech, gdy na ostatnich nogach dobiegała do mety...



 A zadziorna Marysia Andrejczyk, rzucająca oszczepem, która o 2 cm przegrała medal, zapłakana i wściekła, oznajmiająca w rozmowie z dziennikarzem, że ona teraz musi "z całym szacunkiem, dokopać jak najszybciej" swojej dawnej idolce Czeszce Spotakovej, która ostatnim rzutem pozbawiła ją medalu... Ech, co tu gadać, dziewczyny, pięknie było!!!